25 grudnia 2013

Grudzień nie był dla nas łatwy. Hania przeszła pierwsze w swoim życiu zapalenie płuc i mimo pisków i świstów w oddechu nie zbierała się zbyt ochoczo do kasłania. Kilka razy dziennie mama, która przecież stara się być dziecku oparciem i pomocą we wszystkim, kładła Haneczkę na kolanach głową lekko w dół i z hukiem łoiła po wątłych pleckach. Płacz pojawiał się za każdym podejściem, czy już przy zapowiedzi, co za chwilę będzie się działo, czy dopiero przy trzecim klepnięciu, ale niezawodnie... Dlaczego człowiek, którego kocham tak mnie bije?

Niełatwa jest też myśl, że trzeba nam się rozstać z kolejnymi ludźmi, którzy dla Hani są ważni. Na jesieni odeszła do innych obowiązków ukochana Rehabilitantka Hani, w styczniu nie zobaczymy już Pedagożki z hospicjum, która potrafiła wywołać u Hani salwy śmiechu. Żegna się też z nami Pan Doktor, który przez dwa lata był dla nas prwdziwym oparciem. My, dorośli przyjmujemy te zmiany nie bez żalu, ale ze zrozumieniem a Hania? Nie wiem. Wciąż pojawia się we mnie myśl: jak ja jej to wytłumaczę? Przyglądam się jej starszej siostrze, która ma niespożyte pokłady energii i zaangażowania w to co się dzieje tu i teraz. Może nic nie muszę tłumaczyć?

Mimo tych grudniowych smutków muszę przyznać, że mijający rok był naprawdę udany. Chorowaliśmy mało, sił nam starczało do wszystkich obowiązków, Helenka zdała do szkoły muzycznej, dzięki serdecznej pomocy dobrych ludzi i determinacji taty mieliśmy wspaniałe wakacje. Do tego wszystkiego spotykaliśmy ludzi o pięknych sercach, którzy na różne sposoby wnieśli do naszego domu wiele radości. Wdzięczność, wielka wdzięczność Bogu za nich! Trudno oprzeć się wrażeniu, że dzięki Hani spotykamy lepszą część świata.

Tymczasem Czytelniku wierny, czy przypadkowy pięknych, radosnych Świąt Narodzenia Boga wśród ludzi!