27 marca 2018

Dziewiąte urodziny Hani! Jesteśmy trochę zakłopotani tym faktem: to ta nasza mała, bezbronna istotka ma już dziewięć lat? Dajemy się nabrać na wózek, emocjonalne komunikaty bez słów i tańczymy ten rodzicielski taniec pełnego miłości i troski zaangażowania jak byśmy mieli niemowlę. Przyłapujemy się na potoku zdrobniałych słów wypowiadanych tonem radosnego krasnoludka. I moment otrzeźwienia: hej, ja to mówię do dziewięciolatki... 
Czuję się chyba trochę jak matka wielkiej gromady dzieci, bo macierzyństwo przy zdrowych z czasem schodzi z wielkiego fizycznego zaangażowania do głębokiej emocjonalnej więzi i poszerzania przestrzeni wolności, zaufania. A ja mam ten wczesny okres rozwoju dziecka jakby constans. Cały czas etap niemowlęcy. W normalnym trybie, przy zdrowych dzieciach, to tak jakbym co roku rodziła kolejne dziecko. Intensywne doświadczenie. Mocno eksploatujące. Mój kręgosłup mi to powiedział ;-)

Ostatni rok był niezapomniany, choć momentami może chciałabym go zapomnieć. Karetki, reanimacje, szpitale, nowe leki, bo nowe rozpoznania, jak chociażby neurologiczny pęcherz. Dowiedzieliśmy się też, że w wysokiej gorączce obraz napadów padaczkowych diametralnie może się zmienić, a w przypadku naszej córki wyglądać jak agonia. Dziwić się, że daliśmy się nabrać skoro tylu lekarzy też to łyknęło?

Przeczołgały nas te doświadczenia ostro, ale ostatecznie wciąż śmieje się do nas ta Dziewięcioletnia Istota, a my do niej. Czego by nie powiedzieć, codziennie CZUJĘ, to znaczy, że ŻYJĘ.