9 września 2011

Po wakacjach

To były wspaniałe wakacje... Tęsknię prawie jak rzesze szkolników, którzy musieli wrócić w kazamaty rutyny. Prawie - bo ja bardziej żałuję temperatury. Żadnych katarów, przeziębień, zawiań - ech, co to był za sierpień! A i lipiec nosił znamiona sielanki. Zaraz po nerkach je przyniósł. W sprawie nerek poszliśmy na USG, które niczego nie wykazało, więc wyszłam markotna. Nieufna jestem. Zdążyłam sobie ukuć metodą chałupniczą diagnozę o zwapnieniach w nefronach (bo przez nerki wychodzi kwas N-acetyloasparaginowy, którego to nie neutralizuje w mózgu właściwy enzym, bo go tam nigdy nie było i nie ma). Ale nie będę szastać na rezonans magnetyczny, żeby się uspokoić. Póki co udaję przed samą sobą, że przemawia do mnie wersja o nawracającym zapaleniu dróg moczowych, ponoć tak częstym u dziewczynek (co ja tam mogę wiedzieć, w końcu mam tyko dwie).
Hania zaczęła brać lekarstwa zaordynowane hen hen. Na razie dwa z pięciu. Chociaż jeden to octan wapnia, za to drugi bursztynian sodu. Zdaje się dobrze je tolerować. Tak bardzo wypatrujemy poprawy, aż mamy zwidy, że Hania rączkami lepiej przed nosem macha, raźniej głowę dźwiga przy stawaniu. Ruchy nieskoordynowane, ale w dużym skupieniu, albo już złości - jakby ciut lepiej. W przyszłym tygodniu wybieramy się na morfologię, gazometrię, funkcje nerek i jeśli wszystko w normie, to następna w kolejce amoksycylina.
A LOT nam wózek naprawił.
Naprawdę te wakacje były wspaniałe.

4 komentarze:

  1. By spróbował nie naprawić! ;) Pozdrowienia dla Was, Dzielne Kobiety!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, Hanko Pisanko, bojowa :) Pozdrawiamy i my!

    OdpowiedzUsuń
  3. ja to zdjęcie mam zapisane i patrzę i się śmieje śmieję śmieję i ją uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo to miłe, Basiu. Dziękuję, że to napisałaś.

    OdpowiedzUsuń