18 lutego 2011

Jestem po kolejnych dwóch konsultacjach z neurologiem. Decyzja jeszcze nie zapadła. Podsuwam wydrukowane z internetu artykuły, zapisuję pytania i wątpliwości lekarza, żeby posłać je do Stanów. Naprawdę nie spodziewam się, że nasza pani doktor będzie ślęczała po nocach w necie śledząc nowinki w temacie choroby, której najprawdopodobniej nie spotka w swojej karierze przez najbliższe 10 lat. Jestem jej niezwykle wdzięczna, że na serio analizuje wszystkie informacje, które do niej znoszę i bardzo troskliwie pochyla się nad Hanią. Wiadomo, że marzy mi się czasem taka doktor Paola Leone w polskich warunkach, ale zejdźmy na ziemię.

Hania tymczasem dzielnie przetrwała przedzieranie się przez dziąsła kolejnego zęba trzonowego. Powoli to idzie. Helena w jej wieku miała komplet uzębienia. Ale Hania do buzi rączki nie włoży, zabawki tym bardziej. Od początku próbowałam jej w tym pomóc, ale z mizernym skutkiem. Ręka wkładana do buzi była dotkliwie kąsana, na zabawce najczęściej cierpiał przygryziony język. Dlaczego tak się działo dowiedzieliśmy się w zeszły poniedziałek na wizycie u pani Łady - neurologopedki, która nie pierwszy raz poraziła nas swoim optymizmem i kompetencją. Otóż odruch kąsania jest bardzo pierwotny i ma źródło w pniu mózgu (siedzi tam w towarzystwie oddychania, połykania i odruchu wymiotnego za przeproszeniem). Gryzienie to funkcja kory mózgowej - tego się trzeba nauczyć. A jak tu się uczyć, jak nie bardzo jest na czym ćwiczyć? Taki rodzic też melepeta, bo nie wie, że jak poda coś z boku, czyli dalej niż trójki (w sensie trzecie zęby), to już nie podchodzi pod kąsanie. I takie mamy teraz nowe zadanie: ćwiczenie na chrupkach kukurydzianych. Mamy je podawać na wysokości czwórek, co znaczy zwijać hanusiowy policzek w sztucznym, jednostronnym uśmiechu i wciskać między dziąsła chrupkę. Kilka wciskamy sekwencyjnie - co w języku pani Łady oznacza, że dłuższą chrupkę popychamy po trochu, aż zostanie cała zjedzona - a kilka w kawałkach: odrywamy część chrupki, wsadzamy między dziąsła a pod policzek i czekamy aż sobie mała z tym poradzi. Oczy jej się wtedy otwierają szerzej a szczęka powoli kłapie. To już nie zasada, opowiadam, jak wygląda Hania, kiedy to ćwiczy. Wygląda rozbrajająco i chyba jej się to podoba. Na kolejne spotkanie z panią Ładą, po trzech miesiącach ćwiczeń z chrupkami a potem z pieczywem lekkim Wasa (wolniej się rozpuszcza) mamy przyjechać z kanapką! "I niech Wam nie przychodzi do głowy obcinać skórki od chleba!" - tu nasze oczy szerzej się otworzyły, a po usłyszeniu "Na wakacje już musi chrupać jabłko i marchewkę" szczęki kłapnęły. "Moim zdaniem Hania nie wykorzystuje jeszcze około 30% swoich możliwości". Jakże tak kobieta nas podnosi na duchu...

2 komentarze:

  1. hej mm mm hm hm ! co za wspaniałe wieści! w sensie ta marchewka=)) uściskuję Was przeserdecznie, nieomalże wiosennie z brukselkowa!

    OdpowiedzUsuń
  2. 30% Hanusiowych możliwości do wykorzystania to baaardzo dużo :)
    ściskamy
    koty

    OdpowiedzUsuń