30 grudnia 2012

Hania rośnie i zmienia się, a my - jej rodzina, czyli prawie cały świat - musimy przyjąć bez paniki, że czas przynosi nie tylko nowe umiejętności, ale i nowe objawy choroby. Dlatego nie zaskoczyła nas bardzo padaczka. Mieliśmy sobie po cichu nadzieję, że może nas ominie, ale skoro jednak postanowiła nie omijać, to co się poradzi. Wiadomo, że taka przypadłość ma zupełnie inny ciężar gatunkowy, kiedy dotyka upośledzone fizycznie dziecko. Hania nie upadnie, bo siedzi i nie zostanie odsunięta z powodu padaczki na margines społeczny, bo już od dobrych trzech lat zupełnie radośnie go zamieszkuje.

Nie wiemy, jak ona się ze swoją padaczką czuje. Na pewno nie podoba jej się wybudzanie ze snu (bo napady zrywają sen i najczęściej zdarzają się wieczorem, zaraz po zaśnięciu, albo nad ranem - wtedy mózg jest najbardziej aktywny). Nie jest też zachwycona leczeniem. Z tego, co wiem, leków na padaczkę jest wiele i zanim trafi się na skuteczny, trochę czasu upływa. Lek trzeba łagodnie wprowadzić (od malutkich dawek, do docelowej), a w razie problemów łagodnie z niego wyjść. I trzeba jeszcze dać mu czas, żeby zadziałał. Dajemy właśnie czas pierwszemu zaproponowanemu. Jakoś nie bardzo z tego korzysta póki co, bo napady nadal są. Ale i objawy uboczne są. To się Hani nie podoba. To się właściwie nikomu nie podoba. Nawet Panie Nauczycielki zgłaszają, że Hania mniej skłonna do współpracy, ospała albo ewentualnie poddenerwowana. I stanowczo mniej radosna. Czekamy.

Trochę wstyd się przyznać, ale moje wieczory za sprawą padaczki (którą w domowym języku dla zmiękczenia nazywamy padawką) zyskały na jakości. Do tej pory po uśpieniu Hani rzucałam się w wir domowych robót typu odgruzowanie łazienki, wyczołganie się ze stosu bielizny do prasowania itp. lub, uczciwie trzeba to napisać, doczłapywałam do komputera, żeby odpisać na maile, doczytać zaległe wiadomości, czy też bezmyślnie zagapić się w strumień świadomości tzw. znajomych na fb. Od czasu pojawienia się u Hani padawki mam ważną misję - prowadzenie kalendarza napadów. Usypiam Hanię i czekam. Leżę sobie po ciemku i mam poczucie, że to jest niesamowicie ważkie, to moje leżenie i patrzenie na śpiące dziecko. Ale długo tak się nie da bez zaśnięcia, więc zaopatrzyłam się w czołówkę i jak już dłuższą chwilę nic się nie dzieje, to ją zapalam i czytam patrząc kątem oka na Hanię. Czytam KSIĄŻKI! Taki luksus! Słowem, drodzy znajomi nie martwcie się o mnie. Nie odpisuję, bo pławię się w luksusie. Byczę się po prostu wieczorami i tyle.

1 komentarz: