21 marca 2010

Jeszcze o jedzeniu


Wyrzucam sobie, że nie byłam wystarczająco gorliwa w uczeniu Hani jedzenia stałych pokarmów. Przeczytałam, że dziecko musi uruchomić jakąś niezwykłą ilość mięśni, żeby efektywnie ssać i pomyślałam, że to taka świetna rehabilitacja buzi, im więcej tym lepiej. Nie przejmowałam się bardzo, że jest tylko na piersi. Od pani Łady usłyszałam, że nie mamy wiele czasu, żeby nauczyć Hanię jedzenia, picia, gryzienia. Prawdopodobnie, gdybyśmy zaczęli pół roku później niewiele dałoby się zrobić, by wyjść poza ssanie. Chociaż usłyszeliśmy "Szkoda, że tak późno państwo do mnie trafili" (poczułam ukłucie poczucia winy, że coś zaniedbałam, chociaż nie wiedziałam o istnieniu takich specjalistów, i stanęliśmy na głowie, żeby zdobyć telefon komórkowy, i oczywiście pojechaliśmy prywatnie, żeby ominąć kilkumiesięczne kolejki...) to ponoć jeszcze dużo da się zrobić.
Plan ćwiczeń jest taki: karmimy drewnianą szpatułką (zupełnie taką jakiej używają lekarze zaglądając do gardła, 1,5x15cm), 3 razy dziennie po pół słoiczka przecieru (desery zagęszczamy kaszką Sinlac) nie poddając się nawet przez 30-40 minut. Mamy podawać jedzenie najlepiej w osi pionowej ciała, pomóc dziecku otworzyć buzię, wsuwać szpatułkę lekko od dołu, następnie oprzeć ją na języku i czekać cierpliwie aż dziecko wykona ruch zamykania buzi - dopiero wtedy wyciągnąć. W tym samym czasie palcem wskazującym drugiej ręki podtrzymywać lekko miękki podbródek, tam gdzie czuć od dołu język. Kiedy pokarm jest już w buzi trzeba dać trochę mocniejszy impuls w podbródek, żeby wywołać odruch połykania. Działa! Najsprawniej przy słodkich deserkach :) Też mam tą słabość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz